Obserwatorzy

wtorek, 19 maja 2020

Kilka sprawdzonych sposobów na brak weny

To nie tak, że mam znowuż jakieś wielkie doświadczenie w pisaniu na własną rękę, ale jeżeli mogę tak o sobie mówić, to należę do osób raczej kreatywnych, więc raz na jakiś czas odzywa się we mnie ta potrzeba przelania różnych historii na papier. Zazwyczaj są to krótkie opowiadania, ale czasem też wezmę się za coś dłuższego. Anyway, chciałabym wam zaprezentować kilka sprawdzonych przeze mnie samą sposobów, na wszechogarniający brak weny podczas pisania. Jeżeli jesteście zainteresowani, zapraszam!

1. Nie marnuj swojego czasu
Właściwie banalne, ale jednak w ferworze walki i wielkiej chęci ukończenia swojego "dzieła" jak najszybciej, bardzo często zapomina się o takich istotnych podstawach. Wypoczynek i czas an regenerację szarych komórek to pierwszy klucz do sukcesu. Jeżeli ślęczysz już od dłuższego czasu nad swoim tekstem i nie masz najmniejszego pojęcia, co napisać dalej, to po prostu nie pisz. Tak dokładnie, zamknij program w którym piszesz, wyłącz komputer a potem idź na spacer, zrób sobie kawy i wyglądaj przez okno, obejrzyj film. Zrób cokolwiek innego, co nie zmusza cię bezpośrednio do myślenia o twojej opowieści.
Jeżeli będziesz próbować pisać na siłę, tylko zmarnujesz swój cenny czas, a po drodze innych czynności, dobre pomysły mogą same wpaść ci do głowy. Nigdy, absolutnie nigdy nie zapominaj o tym, że należy zawsze pisać na jakość, a nie na długość czy wytrzymałość autora.

2. Technika czystej kartki
Może nie zadziałać na każdego, ale mnie się zawsze najlepiej zaczyna opowieści. Nie ma jeszcze absolutnie nic, do czego musiałabym się odnieść, żadnych zasad z którymi miałabym się godzić. Tylko ja i czysta kartka, na której można zawrzeć jakiś porządny wstęp. Jeżeli utykasz w impasie, to spróbuj stworzyć nowy dokument w którym jeszcze absolutnie nic nie ma...i to właśnie tam kontynuować pisanie. Mnie zawsze pomaga to trochę oczyścić umysł i ogólną ideę, bo czuję, że teraz muszę to napisać tak, jakby to rzeczywiście była pierwsza strona a więc muszę zachęcić potencjalnego czytelnika do dalszego czytania.

Oczywiście nigdy nie stworzyłam żadnej prawdziwej opowieści, ale zdarzało mi się publikować tu i ówdzie.

3. Czytaj książki innych
Sądzę, że w społeczności blogów książkowych, nie ma z tym absolutnie żadnego problemu. Dla mnie personalnie, jest to panaceum na brak weny.Czasem wystarczy po prostu zaczerpnąć trochę świeżego języka, przyjrzeć się bliżej budowie zdań i temu, jak przebiega akcja, aby ocenić czego nam na ten moment brakuje. Niezbywalna prawda wszechświata jest taka, że nie da się pisać nie czytając, a więc dobrze jest robić tego jak najwięcej ;D

4. Concept arty /Mood boardy
To raczej metoda dla tych, którym nie szkoda płacić za arty (wersja A) lub tych kreatywnych i wytrwałych w google wyszukiwaniach (wersja B). Której byście nie wybrali, wizualizacja tego, co lub kogo chcemy opisać, czasem działa cuda. Przypuszczam, że dużo łatwiej jest nam opracować dialogi czy akcje postaci, którą widzimy tuż przed sobą. Oczywiście, może być to nie zwykły art do opowieści a tak zwany concept art, czyli wstępna koncepcja, pomysł. Jakiś motywacyjny rysunek który nie musi tak naprawdę mieć nic wspólnego z akcją, ale pozwoli nam się lepiej wczuć w klimat. Podobnie jest z mood boardami, czyli "tablicami humoru". Polegają one na zestawieniu kilku elementów, które będą nas inspirować do dalszej pracy.
Przykład tutaj:

5. Odpoczynek
Zapomnij, że twoja opowieść w ogóle istnieje. Zrób sobie od niej wole na parę dni, tydzień.W bardziej ekstremalnych przypadkach nawet i miesiąc albo kilka miesięcy, ale pamiętaj o tym, aby nie pisać na siłę a wtedy, kiedy naprawdę czujesz się do tego zainspirowany/zainspirowana. Pisząc na siłę i na czas, tworzymy gnioty których później nawet sami z chęcią nie przeczytamy.

Share:

1 komentarz:

  1. Świetne rady! Na mnie działa również jedna piosenka, która leci na pętli. Wystarczy, że wejdzie mi w głowę i może lecieć bez przerwy, a pisanie czegokolwiek od razu idzie lepiej :)

    OdpowiedzUsuń

O mnie

Czy da się połączyć aseksualizm, adhd, skłonności depresyjne, zamiłowanie do sztuki i chaosu, miłość do produkcji Gigera, wątków lgbt, pieczywa czosnkowego i zrobić z tego blogerkę? Otóż chyba można...